W 1973 r.szermierze muszą opuścić salę choreograficzną i przenoszą się do Szkoły Podstawowej Nr 3 w Tarnowie. Trzeba tutaj podkreślić bardzo trudną sytuację bazową sekcji, która nie ma wyposażonej w specjalistyczny sprzęt sali szermierczej i dysponuje jednym aparatem do rejestracji trafień. Trener Koziarzewski nie tylko zajmuje się szkoleniem, ale też naprawą i przygotowaniem do zawodów elektrycznych floretów i szpad. Mimo tych trudności, młodzieży chętnej do nauki władania białą bronią nie brakuje. Jednak trudno jest w tych warunkach osiągać lepsze wyniki. Taką to sytuację zastaje w sekcji Maria Burnagiel, która daje przekonać się Czesławowi Koziarzewskiemu i dyrektorowi Skubai, i od września 1974r. rozpoczyna się jej, trwająca 27 lat, praca z szermierzami Pałacu Młodzieży oraz niewiele krótsza współpraca z Zarządem Oddziału Wojewódzkiego Szkolnego Związku Sportowego, w którym to zostaje zatrudniona na trenerskim etacie. Czesław Koziarzewski przekazuje Marii Burnagiel szkolenie we florecie dziewcząt, a sam koncentruje się na szkoleniu szablistów i szpadzistów. Wbrew wszelkim, występującym trudnościom, Maria Burnagiel postanawia, że jej młodzi szermierze, będą należeć do najlepszych w kraju. Aby osiągnąć ten cel, w sekcji musi się wiele zmienić. Na początek, przede wszystkim musi przekonać o tym same zawodniczki. Te, które uwierzyły w sukces, poddają się regułom hasła „praca czyni mistrza”. Po czterech miesiącach solidnej pracy, widać pewien postęp. Niestety w Klubie, wbrew wcześniejszym ustaleniom, nie uwzględniono udziału szermierzy w zgrupowaniach organizowanych w okresie ferii zimowych. Są inne priorytety. Maria i społecznie wspierający sekcję w sprawach organizacyjnych Andrzej Burnagiel, nie poddają się. Zaplanowali i obiecali zawodnikom wyjazd na obóz. Zawodnicy im zaufali, więc nie mogą ich zawieść. Zwracają się o pomoc do Krakowskiego Szkolnego Związku Sportowego. Sprawę załatwiają pozytywnie, otrzymują pomoc organizacyjną i pieniądze na zgrupowanie nie tylko dla szermierzy, ale również dla judoków. Szermierze i judocy wyjeżdżają na wspólny obóz do Zbludzy. Ależ to był obóz:) Mieszkają w małej, wiejskiej szkółce. Sami dbają aby w kaflowych piecach nie wygasł ogień, przygotowują śniadania i kolacje, na obiady maszerują do restauracji w Kamienicy i oczywiście fechtują w małym, szkolnym holu. Nie opuszcza ich dobry humor i szermiercza fantazja. Zima jest piękna, śniegu nie brakuje, więc zjazdy „na byle czym” z górki przy szkole, wywołują salwy śmiechu i wypełniają czas między treningami. W ciągu 40-letniej historii, sekcja organizuje blisko 200 zgrupowań, ale o tym obozie w Zbludzy, długo krążą opowieści wśród szermierczej braci.